Powered by Odiogo.com. Abdul Baha (Son of Baha'u'llah) was one of the leader of Baha'i Cult. Based on "Combatting Cult Mind Control" by Steven Hassan, here are the criteria for determining "cults": 1. How new members are found. Dangerous Cults: With many cults, you don't get to know what you are getting into until after you have made a commitment. Otóż dwóch papieży zatwierdziło Neokatechumenat - św.Jan Paweł II oraz później na stałe Benedykt XVI. O ile można by naszemu papieżowi zarzucić uległość wobec wspólnot powstających w Kościele o tyle nie można tego zarzucić Benedyktowi XVI - wielkiemu tradycjonaliście, który bardzo mocno jest oparty na tradycji Kościoła. Mariawici zamieszkiwali wsie: Jemieliste, Motule, Tabałówkę i Zusno. Do tej parafii należeli także wyznawcy z Jeleniewa, Bakałarzewa, Przerośli i Suwałk. Podstawowe finanse parafii pochodziły z dochodów szwalni żeńskiej ("Szyć niosła cała okolica"), w której przez całą dobę pracowało osiem szwaczek i sześć maszyn (w 1923 Dialog Lutra z wikariuszem pochodzi z filmu Martin Luther (1953) http://www.youtube.com/watch?v=GAP-VfvClAs&t=31m15s Polska • 18.11.2022 12:01. Episkopat wydał komunikat ws. Wojowników Maryi. Dziś Komisja Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski oceniła, że męskie zgromadzenie Wojownicy Maryi, "jest Cud jest odpowiedzią na wytrwałość Jej wiary. Maryja jawi się zatem jako wzór wiary w Jezusa, która nie cofa się przed żadną przeszkodą. 4. Także działalność publiczna Jezusa poddawała próbom wiarę Maryi. Z jednej strony źródłem pociechy była dla Niej świadomość, że przepowiadanie i cuda Jezusa budzą podziw i uznanie cD2C1IG. This PaperA short summary of this paper2 Full PDFs related to this paper Zdrowe zakupy Agnieszka Podolecka: W polskim prawodawstwie nie istnieje pojęcie sekty, choć tego typu organizacje w naszym kraju działają. Spróbujmy stworzyć definicję sekty. Sylwia Wojtysiak: Zdefiniowanie pojęcia sekty jest skomplikowane, trzeba spojrzeć na historię sekt i na etymologię tego słowa. Pochodzi ono z łaciny i oznacza kierunek, drogę, podążanie za kimś, oddzielanie się. Można powiedzieć, że sekta to organizacja nieformalna, skupiona wokół jakichś idei i wartości, które są atrakcyjne dla grupy osób. Organizacja taka istnieje dzięki charyzmie nauczyciela (guru, przewodnika, mędrca), który ma do przekazania ważne prawdy, inspirujące wartości, cechuje się ponadprzeciętnymi zdolnościami lub zaspokaja potrzeby intelektualne i emocjonalne osób, które się wokół niego gromadzą. Tak powstało np. chrześcijaństwo i tak powstają różne grupy zorientowane na rozwój duchowy, intelektualny czy finansowy. Sekta może też powstać jako odłam głównego nurtu, na przykład religijnego, gdy członkowie grupy na czele z liderem postanawiają być wierni nieco innym wartościom niż te, które do tej pory wyznawali. Dlaczego w ustawodawstwie polskim i wielu innych krajów nie występuje pojęcie sekty i nie ma żadnych obostrzeń dotyczących działania sekt? Ustawodawstwo polskie zajmuje się jedynie takimi organizacjami jak związki wyznaniowe. Mechanizmy funkcjonowania takich grup są bardzo skomplikowane i zależne od tego, jakie osoby i w jakim celu je tworzą. Charakterystyczne dla sekciarskiego sposobu funkcjonowania jest uznanie, że członkowie danej grupy są w pewien sposób "lepsi" od osób z zewnątrz. Często mają oni swój hermetyczny, zrozumiały tylko dla siebie kod porozumiewania się, pewien język, nazewnictwo zrozumiałe wyłącznie w obrębie danej grupy. Poczucie wyjątkowości jest ściśle związane z wiarą, że docierają do wyższych prawd, w imię których odcinają się od świata zewnętrznego. Wierzą, że tylko ten jeden sposób myślenia jest prawidłowy i prawdziwy. Tak powstają nowe religie, czasami nawet o zasięgu światowym. Można powiedzieć, że chrześcijaństwo początkowo też było sektą, postrzegano je jako odłam judaizmu. Takich sekt powstawało mnóstwo na początku pierwszego tysiąclecia, ale nikt nie określał ich tym mianem, ludzie po prostu przyjmowali do wiadomości, że istnieją rozliczne nurty religijne, a Bliski Wschód był istną wylęgarnią nowych kultów. Dopiero gdy chrześcijaństwo zaczęło zagrażać potędze Rzymu, przejęto się istnieniem tej grupy religijnej. Ale nawet wtedy nie używano określenia sekta w tak negatywnym sensie jak dzisiaj. Zgadza się. Dopiero w XI wieku Kościół katolicki zaczął używać tego określenia w stosunku do grup osób, które chciały odejść od Kościoła, czcić Boga i interpretować Biblię na własny sposób. Kościół oraz chrześcijaństwo nadały słowu sekta pejoratywne znaczenie, by zniechęcić swoich wyznawców do różnych ruchów idealistytczno-wyznaniowych, oddzielających się od prawowitej religii. Najłatwiejszą metodą zdewaluowania organizacji lub człowieka jest ogłoszenie światu, że są to przedstawiciele zła, dlatego Kościół przypisywał wszystko, co najgorsze, nowym odłamom chrześcijaństwa. Zarzucał im, że szerzą herezję, uzależniają ludzi od siebie, krzywdzą ich i okradają, że występują przeciw Bogu, co zaprowadzi ich wyznawców na dno piekła. Paradoksalnie takie postępowanie Kościoła spowodowało, że grupy religijne zaczęły się zamykać, ostrożniej przyjmować nowych członków i zarazem umacniać. Aby wstąpić do grupy, neofita musiał mieć kogoś, kto poręczyłby za niego. W ten sposób chroniono się przed ewentualnymi szpiegami, którzy mogliby dostarczać informacji Kościołowi. W konsekwencji zupełnie przypadkiem doprowadzano do elitarności organizacji. W dodatku strategia Kościoła przyczyniła się do tego, że mechanizm projekcji zła na innych zaczął powszechnie funkcjonować i członkowie sekt byli werbowani wskutek budowania w nich przekonania, że są lepsi od osób, które do sekty nie należą. Tworzono iluzję, że w danej grupie jest bezpieczniej, bo zło jest poza nią, na zewnątrz. Właściwie dlaczego ludziom tak bardzo zależało na tworzeniu nowych struktur w obrębie chrześcijaństwa? Ludzi cechuje naturalna potrzeba łączenia się w grupy, są zwierzętami stadnymi, a stado potrzebuje przywódcy. Właśnie w tym wielkich korzyści upatrują dla siebie ci, którzy mają zdolność przyciągania ludzi, wiedzą, co i jak mówić, by przekonać innych do przyjęcia głoszonych przez siebie poglądów. Dzięki temu sami często zyskują władzę i korzyści majątkowe. Nie każdemu przywódcy chodzi jednak o władzę i majątek. Niektórzy z nich są lub byli idealistami, prowadzi ich pewna hierarchia wartości, poczucie piękna i dobra czy określone rozumienie świata. Przywódca może być jak Jezus, czyli gromadzić ludzi w pożytecznym celu i chcieć zrobić coś dobrego. Organizacji kierujących się takim przesłaniem na przestrzeni wieków było mnóstwo, choćby arianie, którzy powstali już w IV wieku czy katarzy (XI-XIII w.) i albigensi (XII-XIV w.). Kolejne odłamy chrześcijaństwa były konkurencją dla Kościoła rzymskokatolickiego, zagrażały jego władzy, prestiżowi i majątkowi, dlatego zaczął on używać słowa sekta i nadał mu pejoratywne znaczenie. To po prostu leżało w jego interesie. Przedstawicieli nowych ruchów religijnych nazywano heretykami, bluźniercami, innowiercami. A zatem możemy przyjąć, że sekty to organizacje z charyzmatycznym przywódcą, który ma zdolność gromadzenia wokół siebie ludzi wyznających podobne wartości. Członkowie sekty o charakterze religijnym czczą swego przywódcę, a przynajmniej wierzą, że ma on dostęp do Boga i do wyższej wiedzy nieosiągalnej dla normalnego człowieka. Ale wiemy, że istnieją również sekty o charakterze świeckim, politycznym, gdzie także panuje kult przywódcy, często przypominający religijny. Oczywiście, sekta jest często organizacją niesformalizowaną. Ważne, by był przywódca z wyjątkową charyzmą, ogromnym autorytetem moralnym i intelektualnym, który potrafił wyjaśnić cel swojego działania. Ludzie uzależniają się od niego emocjonalnie, wydaje się im, że rozumieją, dlaczego organizacja się zawiązała, nie przyjdzie im do głowy, że przywódcą kieruje jedynie mania wielkości i obsesyjna potrzeba kontroli i władzy. Członkowie sekty wierzą w jego zapewnienia, że są wyjątkowi i mają w nim oparcie, a to daje poczucie bezpieczeństwa. Sekty chrześcijańskie, zwłaszcza mniejsze, zdobywają wyznawców, ogłaszając, że nie są zbiurokratyzowane jak kościoły zinstytucjonalizowane, że umożliwiają bezpośrednie obcowanie z sacrum bez pośredników, czyli księży, i bez dogmatów. Bezpośredni kontakt z Bogiem, własna interpretacja świętych ksiąg, samodzielne myślenie i podważanie kościelnych dogmatów przez wykazanie, że nie mają one potwierdzenia w Biblii, zawsze było zagrożeniem dla Kościoła, więc przez wieki tępił on wszelkie nowo powstające odłamy chrześcijaństwa. Możliwość samodzielnego myślenia i poczucie wolności przyciąga ludzi do sekt. Oczywiście potem okazuje się, że w sekcie istnieje wewnętrzna hierarchia, że za kolejne wtajemniczenia i pięcie się po drabinie na szczyt trzeba sowicie płacić i nie wolno się przeciwstawiać przywódcy. Ale wtedy zazwyczaj jest już za późno na odejście. Chyba najbardziej znaną sektą religijną jest Religious Technology Center, czyli scjentolodzy. Jak trudno ją opuścić, przekonała się Nicole Kidman, która straciła dwójkę dzieci, bo Tom Cruise postanowił zatrzymać je w sekcie. Katie Holmes udało się uciec z dzieckiem pewnie tylko dlatego, że jej ojciec jest znanym prawnikiem i dobrze ją do tego przygotował. To są znane, przerażające historie, a jednak scjentolodzy wciąż rekrutują nowych członków. Co ludzi do nich przyciąga? To jest bardzo dobre pytanie. Niewiele wiemy o scjentologach, bo osoby, którym udało się uciec z tej sekty, mówią o niej wyłącznie negatywnie. Nie wiemy, dlaczego ci, którzy są w sekcie, chcą tam pozostać. Osoby, które z niej odeszły, twierdzą, że członkowie są szantażowani i zatrzymywani na siłę. Ale na pewno są wśród nich również jednostki głęboko wierzące w ideologię sekty. Scjentolodzy przekonują, że każdy ma doświadczenia transcendentne z różnych wcieleń. Twierdzą, że każdy człowiek jest z natury dobry, że to cierpienie czyni ludzi złymi, więc im szybciej pozbędziemy się cierpienia, tym prędzej przywrócimy duszy stan jej pierwotnego dobra i spokoju. Presja na wiernych, by wyzbyli się emocji, jest tak wielka, że scjentolodzy mierzą reakcje na wspomnienia specjalnym urządzeniem, tzw. e-metrem. Jak wiadomo, wszelkie emocje, nawet trudne i bolesne, cierpienie czy rozpacz, są częścią ludzkiego życia i tego, kim jesteśmy i jak postrzegamy świat. Możliwość odcięcia się od emocji może jednak przyciągać ludzi, którzy nie radzą sobie z cierpieniem. Założenie, że cierpienie jest krzywdzące i należy się go pozbyć, nie jest złe, ale już znieczulanie człowieka na wszystko, co go otacza, pomiar emocjonalności i głębi reakcji dehumanizuje. Pixabay / WikiMediaImages Dlaczego ludzie decydują się płacić za przynależność do organizacji religijnej, skoro jest tyle bezpłatnych religii? Ludzie płacą za pogłębianie wiedzy religijnej, gdy widzą w tym interes. Pragnieniem wielu ludzi jest samodoskonalenie się, niejedna osoba chciałaby być lepszą wersją siebie. Media zachęcają do samorozwoju i udoskonalania się, a dopóki służy to rozwojowi emocjonalnemu i pomaga w nawiązywaniu wartościowych relacji z ludźmi, jest dobre i potrzebne. Natomiast ludzie o skłonnościach narcystycznych, którzy chcą być kimś wyjątkowym, lepszym niż inni, którzy chcą wspinać się po drabinie społecznej i odczuwać władzę, którzy pragną być zauważeni i docenieni, wstępują do sekt i płacą za awans w ich strukturach, by zaspokoić te potrzeby. I to jest pułapka. Sekta obiecuje wszystko, czego pragną, splendor i władzę, więc są gotowi płacić za zdobycie pozycji. Im jest ona wyższa, tym większe daje poczucie wyjątkowości. Ludzie myślą: "jestem w miejscu, gdzie kiedyś byli ci, których podziwiałem, a pode mną są tacy, do których sam się wcześniej zaliczałem, ale już z nimi nie jestem". Ten, kto ma pieniądze, ma poczucie prestiżu. Pieniądze dowartościowują, a gdy człowiek ma ich wystarczająco dużo, potrzebuje czegoś więcej, więc za te pieniądze kupuje kolejny stopień wtajemniczenia. Wiadomo jednak, że guru jest tylko jeden i nie można zająć jego miejsca. Cały ten mechanizm jest iluzją, opiera się na nieprawdziwym postrzeganiu siebie oraz na złudnych przekonaniach dotyczących przywódcy, traktowanego jak świętość. Osoby, które tkwią w sekcie, nie wychodzą z niej, gdyż nie umieją dostrzec, że ich przywódca jest zwykłym człowiekiem. "Ideał" musiałby sięgnąć bruku, by wierny uznał, że wszystko, w co wierzył do tej pory, było bez sensu - od idealizacji często przechodzi się do dewaluacji, jeśli nie widzi się realnie człowieka i jego możliwości. Musiałby dostrzec, że wcale nie jest gorszy od guru i że osoba, w której pokłada nadzieję, wcale nie ma wiedzy i umiejętności nie do zdobycia. Ci, którzy wychodzą z sekt, posiedli wiedzę na swój temat i na temat przywódcy, dostrzegli, że nie jest on świętością i rozczarowali się działaniem jego popleczników. To rozczarowanie jest bardzo trudnym doświadczeniem, to konfrontacja z samym sobą i zrozumienie, że wszystko, w co się wierzyło, jest nieprawdą i nie ma sensu. Niewiele osób stać na takie samooświecenie. W dodatku często poza sektą ci ludzie nie mają już nikogo, ponieważ wszelkie ważne więzi zostały zerwane. W USA wśród scjentologów jest mnóstwo celebrytów... Tak było od początku. L. Ron Hubbard, twórca sekty, chciał mieć wokół siebie ludzi sławnych, wielkie gwiazdy. Potrzebował celebrytów do budowania autorytetu swojej organizacji, ale działało to oczywiście w obie strony. Celebryci to tacy sami ludzie jak my, mają te same lęki, obawy, marzenia, boją się również utraty pozycji. Stąd chęć dodania swojemu życiu głębi i prestiżu. W Polsce nie ma wśród celebrytów scjentologów, prawdopodobnie z powodów finansowych, ale również ze względu na kontekst kulturowy. Poza tym w Polsce nie odczuwamy aż tak dużej presji ze strony marketingu dotyczącego rozwoju duchowego, jak Amerykanie. Ponadto kierujemy się jeszcze nieco innymi wartościami. Trudno sobie wyobrazić, by w naszym kraju atak na rodzinę przyniósł komuś sławę lub prestiż. Wydaje mi się, że to, czy religia ma charakter sekciarski, zależy od jej liderów. Dobrym przykładem może być Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kryszny, powszechnie znane jako ruch Hare Kryszna. W niektórych krajach jest to zwykła religia, forma hinduizmu, w innych osoby wstępujące w szeregi ruchu są zachęcane do zapisywania swojego majątku na rzecz organizacji i są tak manipulowane, że boją się ją opuścić. Nawet w obrębie samych Indii są regiony, gdzie ta religia jest sektą, podczas gdy w innych stanowi zwykły odłam hinduizmu. Sekciarski charakter religii zależy od prawodawstwa, ale przede wszystkim od tego, jakie jest społeczeństwo, jaka jest dominująca religia i kultura, od wielkości kultu i tego, kim są wyznawcy. W każdym kraju odłam religijny, np. ruch Hare Kriszna, ma inny charakter, bo tworzą go inni ludzie. Ważne są również różnice społeczne, w Polsce są one niewielkie, w kastowym społeczeństwie indyjskim gigantyczne. Fakt, że ruch Hare Kriszna zadomowił się w Polsce, można wytłumaczyć chęcią bycia innym, wyjątkowym. Egzotyczny strój pomaga być oryginalnym, wyjść na ulicę i śpiewać. W swoich zwykłych ubraniach wielu ludzi nie odważyłoby się prawdopodobnie tego zrobić. Oczywiście nieco upraszczam. Ruch Hare Kryszna to przede wszystkim oddanie się pięknu, sile, mądrości i wyrzeczeniom, temu, co prowadzi do Boga. Sami wyznawcy nazywają siebie dybaktami, co oznacza w sanskrycie pełne oddanie, wielbienie. Ciekawostką jest to, że ruch ten stanowi odłam hinduizmu, który jest politeistyczny, ale należy do wisznuizmu, który jest nurtem monoteistycznym, opartym na starym przekazie wedyjskim i piśmie objawionym. Budda, Mahomet, Chrystus są postrzegani jako wysłannicy Kryszny, czyli Boga. Praktyka religijna opiera się w dużej mierze na powtarzaniu mantr oraz zasadzie nieużywania środków psychoaktywnych, również kawy i herbaty, na wegetarianizmie, ograniczeniu życia seksualnego do małżeństwa i w celu prokreacji oraz powstrzymaniu się od hazardu. Kontrowersyjne jest podejście krysznowców do kobiet, ich roli w małżeństwie i pozycji względem mężczyzn. Jeśli chodzi o przepisywanie majątków, w Polsce zdarza się to rzadko, aczkolwiek zawsze znajdą się ludzie naiwni, zwłaszcza starsi, rozczarowani katolicyzmem, którzy podchwytują ideę reinkarnacji, powrotu na ziemię zamiast spędzenia wieczności w czyśćcu bądź piekle. To oni zapisują swoje majątki, ale są to sytuacje jednostkowe, a nie nagminne. Pewne jest, że osoby będące w tym ruchu, poprzez różnego rodzaju praktyki, mocno związują się z nim i utożsamiają, zlewają. W końcu pełne oddanie jest zasadą, więc przepisywanie majątków jest wysoce prawdopodobne. Na przestrzeni dziejów wiele organizacji politycznych miało charakter sekciarski. Co ciekawe, można to również powiedzieć o Kościele Katolickim. Przecież na jedną z wypraw krzyżowych wysłano dzieci, a ludzie głęboko wierzyli, że dzięki temu zbliżą się do Boga! Sektami są też niektóre współczesne organizacje polityczne. ISIS czy wcześniej Al Kaida zrzeszały fanatyków religijnych. W Korei Północnej reżim też ma system sekciarski, choć nie wyznaje się tam żadnej religii. Odnoszę wrażenie, że przywódca partii i zarazem kraju zajął w umysłach poddanych miejsce Boga, a przynajmniej naczelnego bóstwa. Wyprawy krzyżowe rzeczywiście opierały się na myśleniu sekciarskim. Ich celem było zdobycie Ziemi Świętej, co oczywiście z założenia wiązało się z mordowaniem ludzi innej wiary, miały niszczyć, nie budować czy nieść oświecenie. Dzisiejsze ISIS ma te same cele. Jego zwolennicy mogą wierzyć, że chodzi o religię, ale ich przywódcy kierują się chęcią władzy, zdobywania ziemi i pieniędzy. Werbowani żołnierze są przekonywani, że Bóg odpuści im grzechy, weźmie od razu do raju. Wspomniany totalitaryzm w Korei również przypomina sektę z przywódcą, który jest przedmiotem kultu. Okazuje się, że ludzie są w stanie oddać całe serce organizacji politycznej, wierzyć w jednostki, które chcą mieć rząd dusz, jak Stalin czy Kim Ir Sen. Dominikański Ośrodek Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach wskazuje firmę Amway jako przykład organizacji finansowej o charakterze sekty. Dopóki pracownik nie gwarantuje firmie odpowiednich wpływów ze sprzedaży, otrzymuje wyłącznie zniżkę na produkty, a nie prowizję. W ten sposób firma niejako zmusza swoich handlowców do kupowania własnych produktów, które są drogie. Od każdego produktu sprzedanego przez handlowca, osoba, która wprowadziła go do firmy, dostaje prowizję. W ten sposób tworzy się piramida finansowa - im wyżej pracownik się w niej plasuje, tym więcej zarabia, ci na dole mają znacznie gorzej. Zgodzi się pani z dominikanami, że taki charakter prowadzenia biznesu nosi znamiona sekty? To bardzo skomplikowane zagadnienie. Gdy dominikanie ogłaszali swój stosunek do Amwaya lata temu, w Polsce niewiele było firm sprzedaży bezpośredniej. Teraz jest ich mnóstwo, ciągle powstają organizacje finansowe, które działają jak Amway. Bazują one na przekonywaniu pracowników i klientów, że ich produkty są najlepsze i najskuteczniejsze. To sprawia, że handlowiec nabiera pewności siebie i staje się charyzmatyczny, myśli sobie tak: "Ja mam coś, co jest najlepsze, drogie, niedostępne w żadnym sklepie, stać mnie na te produkty i jeszcze zarabiam, sprzedając je". Trudno odróżnić w takiej sytuacji przywiązanie do marki i produktów ze względu na ich wysoką jakość od poddania się manipulacyjnemu marketingowi. Osoby, które są w takiej firmie od lat, rzeczywiście używają wyłącznie produktów danej firmy. Sekciarska jest hierarchiczność. Ludziom wmawia się, że jeśli będą dobrze pracować, zarobią tyle, co szef (odpowiednik guru), że kiedyś będą szefami osób, które dołączą do firmy. Ludzie wierzą w taką obietnicę, wierzą w iluzję, dlatego pracują z poświęceniem. Grupy towarzyskie również mogą mieć charakter sekciarski. Na przykład kilkunastu mężczyzn bierze udział w orgiach, o których ich żony oczywiście nie wiedzą, albo uprawia hazard, grając o niebotyczne stawki, wpływy polityczne i wzajemne przysługi. Dopóki trzymają się razem, wzajemnie chronią się i dają sobie alibi. Gdy ktoś próbuje odejść, staje się dla reszty towarzystwa zagrożeniem. Bo co będzie, jeśli przyzna się żonie albo psychoterapeucie do tego, co robił i z kim? Psychoterapeutę obowiązuje tajemnica zawodowa, ale oczywiście osoba odchodząca z takiej grupy staje się zagrożeniem. Zatem w takich sytuacjach znajduje się zazwyczaj haka na daną osobę. Dobrze opisał to John Grisham w książce "Firma". Została ona zekranizowana, a główną rolę, młodego mężczyznę, który daje się wplątać w biznesowo-towarzyskie układy i jest potem szantażowany, gra - o ironio! - Tom Cruise. Trudno dołączyć do takiej grupy i trudno z niej odejść, co wskazuje na sekciarski charakter organizacji. To jest bardzo skomplikowany mechanizm i nie do końca opisuje on samo funkcjonowanie sekt. Myśli pani, że kiedyś sekty przestaną istnieć, że psychika człowieka ewoluuje? Moim zdaniem jest to mało prawdopodobne. Zawsze będą powstawać sekty religijne, polityczne i biznesowe. Zawsze będą istnieć ludzie pragnący władzy, uważający, że wiedzą lepiej niż inni, co jest właściwe, i umiejący przekonać do swych pomysłów inne osoby. Sądzę też, że ludzie zawsze będą mieć potrzebę jednoczenia się i budowania swojej wartości w oparciu na akceptacji innych. Zamiast odnaleźć siłę w sobie, będą dążyć do bliskości z charyzmatycznym przywódcą. Cechą człowieka jest również chęć zbliżenia się do sacrum. Sławny religioznawca Mircea Eliade nazwał człowieka homo religiosis. Nawet ateiści dyskutują o Bogu, choć w niego nie wierzą, a więc w ich systemie myślenia również znajduje się pojęcie świętości i religijności. Oczywiście. Ludzie mają potrzebę duchowości. Jest wielu uduchowionych ateistów. Istnieje też wiele organizacji świeckich, których członkowie dążą do pogłębienia filozoficznej wiedzy i odkrycia, jak działa ludzka psychika i jak funkcjonuje wszechświat. Masoneria jest dobrym przykładem. Nie opiera się na żadnej religii, a jednak jej członkowie nie mogą być ateistami. I nosi znamiona sekty. Aby wstąpić do masonerii, trzeba zostać zaproszonym, przejść liczne szkolenia, powoli uczyć się i budować więzy intelektualne, emocjonalne, finansowe i polityczne z innymi członkami. Tylko w ten sposób można dostąpić wewnętrznego awansu i kolejnych stopni wtajemniczenia. W ogólnym zarysie mogę się z panią zgodzić, choć jest to dość duże uproszczenie. W moim odczuciu chodzi o niezwykle ciekawy ruch z bogatą historią. Niektóre jego idee są bardzo mądre, a społeczne postrzeganie masonerii jest zniekształcone poprzez niechęć, jaką prezentował wobec niej Kościół, oraz wrogie nastawienie do tajności ruchu. Jak wystrzegać się sekt i jak chronić przed nimi nasze dzieci? Należy odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie są efekty działania grupy, która nas pociąga. Czy efekty są konstruktywne dla jej członków i dla społeczeństwa? Jeżeli w jakimś zakresie są destrukcyjne, powinna się nam zapalić lampka ostrzegawcza. Należy się zastanowić, po co nam przynależność do danej organizacji. Jeśli chce się przyłączyć do jakiejś grupy, by czuć się lepszym, powinno się popracować nad poczuciem własnej wartości, uwierzyć, że jest się wystarczająco dobrym i mądrym człowiekiem, aby być szczęśliwym czy spełnionym. Poczucie wartości trzeba zbudować w sobie. Jest jednak naturalne to, że potrzebujemy akceptacji i zrozumienia, bliskości i przyjaźni. Jeśli chodzi o dzieci, należy je kochać i wspierać, pracować nad więziami rodzinnymi, by nie szukały zaspokojenia podstawowych potrzeb emocjonalnych poza domem, gdyż mogą za to zapłacić wysoką cenę. Dziecko należy wychowywać tak, by czuło siłę i miłość rodziny oraz potrafiło kochać siebie i innych. Sekty zjednują sobie zwolenników mniej więcej takim przekazem: "my cię kochamy, akceptujemy, doceniamy twoją wyjątkowość". Jeżeli dziecko dostanie taką informację od rodziny, nie będzie poszukiwać akceptacji na zewnątrz i nie będzie osobą podatną na manipulacje, będzie miało poczucie własnej wartości i będzie umiało myśleć krytycznie, co zapobiegnie uzależnianiu się od innych. Jak budować siłę w sobie? Przede wszystkim słuchać siebie, odkryć, co jest naszą potrzebą, co jest w życiu ważne. Sekty często mówią, co jest dla człowieka najważniejsze, do czego ma on dążyć. Przecież każdy z nas powinien to sam wiedzieć. Niestety ludzie nie szukają odpowiedzi w sobie, ale w innych. Osoby, które mają problemy, mogą łatwo wpaść w pułapkę polegającą na tym, że pragną znaleźć kogoś, kto im szybko i łatwo pomoże. Opowiada o tym film "Sala samobójców", w którym główny bohater odnalazł "wybawienie" w wirtualnym świecie. Niestety okazało się, że osoba, na której zaczął polegać, miała bardzo destrukcyjną osobowość. Jako jednostki i jako społeczeństwo powinniśmy mieć poczucie odpowiedzialności, tworzyć życzliwą kulturę, informować o korzyściach płynących z psychoterapii. Gandhi powiedział: "Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie". Jeśli chcesz żyć w świecie opartym na miłości, szacunku i dobrych związkach, to takie związki twórz. Warto się rozejrzeć, sprawdzić, czy sam powiększam życzliwość wokół siebie i czy otaczam się życzliwymi ludźmi. Jeśli nie, to należy się zastanowić, czy naprawdę chcę być wśród takich ludzi. Może lepiej się z nimi pożegnać - z mobbingującym szefem, wrednymi koleżankami, toksycznym związkiem. Najpierw oczywiście należy spróbować naprawić swoje relacje. Gdy się nie da, najlepiej odejść, zbudować poczucie własnej wartości, uwierzyć, że jest się cenną i wartościową osobą. Wtedy nie pozwolimy nikomu nas krzywdzić i nie zainteresują nas sekty, bo nie będziemy chcieli oddać władzy nad swoim życiem komuś innemu. Wszystko zaczyna się od samoświadomości, samodzielnego myślenia i wiary w siebie. Silny człowiek nie ulega iluzji, że akceptacja innych nadaje sens jego życiu. Sylwia Wojtysiak Dyrektorka Wielkopolskiego Centrum Szkoleń i Psychoterapii, kierowniczka Poznańskiego Ośrodka Psychoterapii Integratywnej, prezeska Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Integratywnej - delegat z ramienia PTPI w Polskiej Radzie Psychoterapii oraz European Association for Psychotherapy. Certyfikowana psychoterapeutka, specjalistka psychoterapii uzależnień, specjalistka w zakresie seksuologii, twórczyni metody psychokinoterapeutycznej pracy z filmem w ramach Psychoterapeutycznego Klubu Filmowego. W swojej praktyce klinicznej pracuje między innymi z osobami, które doświadczyły kontaktu z różnymi związkami wyznaniowymi, sektami i zgrupowaniami ideowymi. Podczas studiów teologicznych (których nie ukończyła) pasjonowała się zagadnieniem dogmatyzmu w religiach oraz mechanizmami działania sekt, które do dzisiaj zgłębia i obserwuje. Autor publikacji: Dr Agnieszka Podolecka @ Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką. Pracę doktorską napisała na temat szamanizmu południowoafrykańskiego i jego oddziaływania na New Age. Prowadzi badania w RPA, Lesotho. Namibii, Botswanie, Zambii i Zimbabwe. Jest autorką artykułów naukowych i dwóch powieści: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu" Zobacz więcej artykułów tego eksperta ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W: Holistic Health 03/2019 Sekta czy... Czyta się kilka minut Dziękuję za tekst Grzegorza Polaka "Pokochać mariawitów" o setnej rocznicy powstania Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w Polsce ("TP" nr 22/06). Choć rodzice mojego dziadka byli mariawitami, nigdy nie wiedziałam, jakie wobec tego zająć stanowisko. W polskim miasteczku bycie kimś innym niż rzymski katolik na ogół przyjmowane jest ze zdziwieniem i nieufnością; też zawsze myślałam, że to raczej sekta oparta na kulcie Marii Franciszki Kozłowskiej, zwanej Mateczką, i jej charyzmie. Po lekturze tekstu w "TP" nabrałam szacunku do przekonań moich przodków. Wszyscy oni dawno już nie żyją, nigdy nie miałam okazji, by podyskutować z nimi na te tematy, ale teraz rozumiem, ile musiała ich kosztować przynależność do tego Kościoła. Z drugiej strony, jeżeli każda grupa w ramach Kościoła katolickiego będzie przedkładała własne przekonania i lokalnych przywódców nad posłuszeństwo papieżowi (czyli, jak to wyrazili mariawici, "posłuszeństwo wobec Boga nad posłuszeństwo wobec ludzi"), Kościół zapewne szybko pogrążyłby się w kryzysie. Już teraz z niepokojem obserwuję to, co dzieje się w polskim Kościele, tym bardziej że ludzie, których mam na myśli, są raczej przeciwieństwem mariawitów. ANNA ZIELIŃSKA (Walnut Creek, Kalifornia) Napisz do nas Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@ . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie. Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy! Podobne teksty Newsletter © Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą] Awantura o wikarego - czyli zapomniana wojna religijna Walki religijne w Polsce kojarzą się raczej z wiekiem XVI lub XVII, a nie XX. W pierwszej dekadzie XX wieku w kilku miastach okręgu łódzkiego doszło do regularnej wojny ulicznej między katolikami a mariawitami. Szczególnie ostre starcia wybuchły w 1906 roku w Zgierzu, gdzie mariawici siłą zajęli jedyną świątynię miasta. Zajścia tłumiła rosyjska żandarmeria oraz wojsko. Byli ranni i 1905-1906 przeszły do historii jako czas rewolucji, a nie walk religijnych. W Rosji wrzało. Car Mikołaj II pod naciskiem poddanych oraz w wyniku przegranej wojny z Japonią zgodził się na reformę ustroju i powołanie Dumy. Spowodowało to także rozruchy w warszawskie, a przede wszystkim łódzkie ulice wyszli robotnicy, aby walczyć o swoje prawa. Bojowcy otworzyli ogień do rosyjskich żołnierzy, a także do swoich politycznych konkurentów. PPS Frakcja Rewolucyjna i Narodowa Demokracja nierzadko walczyły ze sobą. Tymczasem na ziemi łódzkiej wybuchła... wojna jaki jest, każdy widziW ostatniej dekadzie XIX stulecia, w Kościele rzymskokatolickim w zaborze rosyjskim rozpoczęły działalność ruchy mające na celu jego "odnowę moralną".Po powstaniu styczniowym Kościół stracił sporo majątków klasztornych skonfiskowanych przez władze, a klerowi poważnie ograniczono uposażenia. Zaowocowało to z jednej strony pobudzeniem nastrojów patriotycznych, z drugiej jednak - zaniedbaniem przez część duchowieństwa pracy z parafianami, bagatelizowaniem wiernych i ich potrzeb duchowych; w skrajnych wypadkach dochodziło nawet do naruszenia przez księży norm w Płocku ruch mariawicki, nawołujący między innymi do odnowy moralnej stanu kapłańskiego, zyskiwał w tej sytuacji coraz więcej zwolenników, szczególnie w biedniejszych kręgach społeczeństwa. Kiedy w 1906 roku mariawici zostali obłożeni ekskomuniką, zerwali z Rzymem. Wtedy też po raz pierwszy doszło do konfliktów między zwolennikami obu Łodzi, największym mieście guberni piotrkowskiej, żyło około 28 tysięcy mariawitów skupionych w trzech parafiach. Regularne walki bratobójcze zapoczątkował napad narodowców na księdza mariawickiego - Pawła Skolimowskiego. W obronie zaatakowanego kapłana stanęli współwyznawcy. Podczas starcia kilku mariawitów zabito, a kilku odniosło rany. Tak się akurat złożyło, że katolicy byli narodowcami, a mariawici - socjalistami. Jak można się łatwo domyślić, kilka dni później mariawici wzięli krwawy odwet na narodowcach. Starcia te opisywano potem jako potyczki dwóch konkurencyjnych stronnictw politycznych, choć w rzeczywistości ich powodem były waśnie religijne. Areną walk stała się przede wszystkim robotnicza dzielnica kółka różańcowegoNieco inny przebieg miały wydarzenia w Zgierzu. W pierwszą niedzielę lutego 1906 roku, podczas sumy, wikary zgierskiej parafii świętej Katarzyny (jedyny katolicki kościół w mieście) Józef Pągowski w swym kazaniu napiętnował nadużycia popełniane przez hierarchię katolicką, a w szczególności przez zgierskiego proboszcza Romana Rembielińskiego. Następnie ogłosił przejście na mariawityzm. Błyskotliwe kazanie sprawiło, że razem z wikarym z Kościoła odeszło... około 90 procent parafian (!). Obecnemu na mszy proboszczowi nie pozwolono wejść na ambonę, a wzburzony tłum poturbował go i wyrzucił z kościoła. Nowo upieczeni mariawici zajęli świątynię. Szeregi zbuntowanych parafian szybko jednak zaczęły topnieć."My, niżej podpisani parafianie zgierscy, tak z miasta, jako i z wiosek, niniejszym oświadczamy, że od wiary ojców naszych, to jest od Kościoła Świętego Rzymsko-Katolickiego jedynie prawdziwego [...] nigdy nie mieliśmy nawet ani myśli oderwać się [...] Zaś dane przez nas podpisy rzekomo [!] na obronę byłego wikarego naszego X. Józefa Pągowskiego były podstępem bez naszej wiedzy i zgodzenia się z naszej strony poczynione". Tego typu deklaracje, z kilkoma tysiącami podpisów każda, były zbierane przez proboszcza Rembielińskiego już w połowie lutego 1906 świątynia nadal jednak znajdowała się w rękach mariawitów, mniej licznych, ale za to bardziej zdeterminowanych. Proboszcz zwrócił się o pomoc do władz rosyjskich - kościół odzyskał przy pomocy wojska. Zebrani w kościele mariawici na widok karabinów nie stawiali oporu i pod eskortą przemaszerowali ulicami miasta. Nie obyło się jednak bez ofiar, żołnierze poturbowali bowiem kilkanaście początku marca do Zgierza przybył arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski i powtórnie wyświęcił świątynię zbeszczeszconą przez "mankietników" (mariawiccy księża zawijali mankiety rękawów)."Kościoła naszego strzeże oddział wojska" - powiedział proboszcz Rembieliński w wywiadzie udzielonym 10 marca 1906 roku reporterowi Tygodnika Ilustrowanego. "Odtąd niepowtarza się już niewpuszczanie mnie do świątyni. [...] a władze wojskowe i administracyjne mają nakaz natychmiastowego przywrócenia porządku. Wojsko ma nakaz użycia broni palnej...".Reporter zauważył, że wśród zgierskiej ludności panował duży niepokój. "Mankietnicy szykują wielką procesję, aby księdza wprowadzić do kościoła" - zanotował. "To nie żarty, zapowiedź grozi formalną bitwą. A zwłaszcza w Zgierzu może być ona bardzo krwawa". W kilka dni potem mariawici zajęli siłą katolicką dla wszystkich! Oprócz kościoła św. Katarzyny katolicy mieli jeszcze modrzewiową kaplicę na cmentarzu. Mariawici urządzili w niej swoją świątynię. Katolickim konduktom pogrzebowym kazano płacić za wejście na teren miejskiej nekropolii, dla wiernych była to jawna prowokacja. Zbierali więc siły pod hasłem: "Cmentarz dla wszystkich!"."Dnia 23-go lipca wieczorem na cmentarzu grzebalnym w Zgierzu, podczas pogrzebów prawowitego katolika i kozłowity [mariawity - red.] doszło do bójki, a następnie strzałów, na odgłos których przybyło wojsko, do którego z za muru cmentarnego oddano strzały. Wojsko odpowiedziało salwami, następnie wkroczyło na cmentarz, aresztując 12 osób". - donosiła ówczesna prasa. Takie potyczki zdarzały się prawie codziennie, aż do wczesnej jesieni, kiedy mariawici opuścili jednej ze starych zgierskich rodzin krąży opowieść o tym, jak ulicą Piotra Skargi kozacy ścigali człowieka (prawdopodobnie mariawitę). Właściciel jednego z domów przy tej ulicy, pomógł uciekinierowi i ukrył go w... ustępie. Jakiś czas później tą samą ulicą rozwścieczony tłum gonił rosyjskiego żołnierza. I dla niego znalazło się miejsce w tym samym przydomowym przedłużanie się zamieszek religijnych w Łódzkiem duży wpływ miała polityka władz carskich. W niespokojnym roku 1906 starano się wygrywać jednych przeciwko drugim. Mariawitów przedstawiano najczęściej jako socjalistów i wichrzycieli (inna sprawa, że rekrutowali się oni głównie z szeregów proletariatu oraz biednych chłopów), co wrogo usposabiało do nich zwolenników endecji. "Niech się Polaczki ganiają po ulicach - z rozbrajającą szczerością pisano w raportach do Petersburga. - Nie będą mieć czasu na politykowanie".Mariawici zakupili w końcu plac w dzielnicy Przybyłów i tam, przy jednej z uliczek, którą odtąd zwano Mariawicką (dziś Słowackiego) rozpoczęli budowę swojej świątyni, szkoły i dwóch świątynia ta należy do katolików. Najprawdopodobniej (trudno to dziś ustalić) niepokorny wikary wrócił na łono Kościoła powszechnego. Na łożu śmierci (w 1947 roku) miał się pogodzić z proboszczem świętej Katarzyny, wyrazić swą skruchę i zapisać cały majątek na rzecz tego wielu domach w Zgierzu i okolicy wiszą dziś na ścianach obrazy "Matki Bożej Nieustającej Pomocy". Niewielu orientuje się jednak, że taki właśnie wizerunek Madonny był symbolem pierwszego etapu mariawickiej schizmy. To ostatnie echo konfliktu sprzed prawie stu stara świątynia mariawitów przy ulicy Słowackiego* * * * * * * * * * * * * * MariawiciTwórczynią i duchową przewodniczką ruchu była zakonnica, siostra Maria Franciszka Kozłowska. W 1887 roku założyła w Płocku Zgromadzenie Sióstr Ubogich św. Matki Klary. 2 sierpnia 1893 roku podczas modlitwy miała doznać pierwszego poznania Dzieła Wielkiego Miłosierdzia dla świata. Zasadniczą myślą posłania była konieczność odnowy moralnej kapłanów, którzy swym grzesznym życiem przyczynili się do powszechnego upadku obyczajów. Ratunkiem przed zagładą miało być rozwijanie kultów maryjnego i eucharystycznego. Niebawem też powstało Zgromadzenie Kapłanów Mariawitów i Zgromadzenie Sióstr hierarchia kościelna była od początku niechętnie nastawiona do ruchu, jednak nie treść krytyki budziła dezaprobatę, lecz jej forma. "Na własną rękę starają się zreformować swój stan i społeczeństwo, a przecież reforma powinna wyjść z góry, z wyżyn Stolicy Piotrowej" - uważali listy pasterskie traktowały problem bardzo delikatnie, określając mariawitów jako duchowieństwo, które "cele ma chwalebne, ale lekceważyło karność i hołdowało samowoli".4 września 1904 roku Kongregacja Świętej Inkwizycji orzekła rozwiązanie Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów. Ustanowiono specjalnego spowiednika biskupiego dla Kozłowskiej, który "miał ją wyleczyć z halucynacji". Po prawie dwóch miesiącach oczekiwań Stolica Apostolska potępiła mariawityzm za podejrzane uleganie majakom Kozłowskiej i odpowiedzi mariawici ogłosili Credo, w którym czytamy między innymi, iż "Mariawici wierzą, że modlitwa do Marii Franciszki [Kozłowskiej] nie tylko pożyteczna, ale konieczna jest do odparcia szatańskich zasadzek i do utwierdzenia duszy w łasce Bożej". Tak oto założycielka ruchu stała się pośredniczką w zbawieniu, co było nie do przyjęcia dla Kościoła. 30 grudnia 1906 roku w polskich świątyniach odczytano imienną ekskomunikę nałożoną na siostrę Marię Franciszkę Kozłowską przez papieża Piusa działają dwie odrębne wspólnoty mariawickie - Kościół Starokatolicki Mariawitów i Kościół Katolicki Mariawitów. Największe skupiska znajdują się w okolicach Płocka, Strykowa i Łodzi. Liczbę mariawitów szacuje się na ponad 30 tysięcy. * * * * * * * * * * * * * * Autor dziękuje Maciejowi Wierzbowskiemu, pracownikowi Muzeum Miasta Zgierza, za udzielenie cennych Państwo: Dominik Kaźmierski - Przesłanie: Bezwarunkowe miłosierdzieZacznijmy od tego że przez większość katolików miłosierdzia Boże jest dziś rozumiane źle. Wielu powie (wiele razy już się z tym spotkałam) że miłosierdzie jest ważniejsze od sprawiedliwości Bożej. Otóż nie może być ważniejsze, bo nie ma miłosierdzia bez sprawiedliwości Bóg nam nie powie: Słuchaj, nie zasłużyłeś na niebo bo jesteś grzeszny, ale tam cię zabiorę, tak jak swoich największych świętych którzy ofiarowali mi całe życie. Przeczy to Bożej sprawiedliwości, aby jedni i drudzy byli traktowani tak samo. Sprawiedliwość nagradza za dobro a za zło karze. Najpierw musi więc być sprawiedliwość, a potem miłosierdzie. Kary których docześnie nie odpokutowaliśmy czekają nas w czyśćcu. Myli się ten kto myśli że to błahostki. Przeczy temu cała nauka katolicka. Wiele wyjaśniający tekst o fałszywym miłosierdziu można znaleźć TUTAJ. Każde pomijanie zadośćuczyniania za nasze grzechy, każde milczenie o pokucie i nawróceniu powoduje że przekazujemy fałszywy obraz Bożego temat miłosierdzia wg s. Faustyny i jej „wizji” zaczynam od tego cytatu z Dzienniczka:„Dusze, które szerzą cześć miłosierdzia Mojego osłaniam je przez życie całe… a w godzinę śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem. W tej ostatniej godzinie nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia Mojego, szczęśliwa dusza, która przez życie zanurzała się w zdroju Miłosierdzia, bo nie dosięgnie jej sprawiedliwość” (Dz. 1075)Jak bez trudu można zauważyć, przeczy to samemu faktowi że Bóg za dobro wynagradza a za zło karze. Fragment mówi że sprawiedliwości można uniknąć, wystarczy ufać. Ufaj a nie będziesz sądzony- to herezja. Jeśli ktoś pyta skąd powszechne mniemanie o bezwarunkowym miłosierdziu, to jest to jeden z cytatów którzy teologowie modernistyczni tak tym samym polega protestanckie myślenie: „Zgrzeszyłem, ale Jezus sam zadośćuczynił za mnie więc to wystarczy. Zostałem zbawiony”. „Katolik” mówi : Zgrzeszyłem i pewnie nadal będę grzeszył ale ufam Jego miłosierdziu i to wystarczy. On mi to obiecał zbawienie” Otóż nie: to nie wystarczy, bo i my sami musimy się ze swej strony przyczynić do zadośćuczynienia. Żal za grzechy, upokorzenie się połączone ze spowiedzią, oraz pokuta to wymagania Pana Boga. Tak uczy Kościół Katolicki. Zawierzenie miłosierdziu Bożemu w formie propagowanej przez modernistów na podstawie pism s. Faustyny skłania do przekonania, że ​​nie powinno się walczyć z własnymi grzechami, słabościami i pokusami szatana, a jedynie ufać miłosierdziu. Ufaj a ominie cię sprawiedliwość, bo to zaufanie ma wystarczyć, aby wykorzenić wszelkie grzechy i skłonności i zapewnić człowiekowi wieczne zbawienie. „Pragnę, aby te dusze odznaczały się bezgraniczną ufnością w Moje miłosierdzie. Uświęceniem takich dusz Ja Sam się zajmuję, dostarczę im wszystkiego, czegokolwiek będzie potrzeba dla ich świętości. Łaski z Mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma.” (Dz. 1578)Dwa sztandarowe cytaty z Dzienniczka mówiące co robić aby osiągnąć zbawienie. Gdzie mowa o pozostałych wymaganiach o których naucza Kościół? Może dlatego na forach społecznościowych tak często można spotkać używane pod wszelkimi pobożnymi obrazkami, czy prośbami o modlitwę słowa: „Jezu ufam Tobie”. Tyle że są to tylko „zaklęcia”, jeśli nie wiążą się z wymienionymi wyżej warunkami modlitwy zadośćuczynienie i pokuty. Bóg nie pozwoli z siebie do s. Faustyny. Im więcej wnika się w temat jej „objawień” tym większy jest chaos . Tekstów krytycznych prawie nie ma. Jakiekolwiek próby wyjaśniania wątpliwości, co do słów i wizji, kończą się tłumaczeniami że s. Faustyna „to była prosta kobieta”, pisała jak umiała, wiec trzeba pobłażliwie patrzeć na błędy teologiczne wynikające, rzekomo, z jej niepoprawnego, niejasnego sposobu wyrażania się itp. Przecież zawsze błędy i herezje były powodem do zakazywania zawierających je tekstów. Dlatego Święta Kongregacja Świętego Oficjum zakazała rozpowszechniania treści z dzienniczka wciągając go na Indeks. Stwierdzono:” 1. należy zakazać rozpowszechniania obrazów i pism, które przedstawiają nabożeństwo Miłosierdzia Bożego podług form przedstawionych przez tęże siostrę Faustynę;2. roztropności biskupów zostawia się obowiązek usunięcia wspomnianych obrazów, które przypadkiem mogłyby już być wystawione dla kultu.”Potem problem zniknął jak za pomocą czarodziejskiej różdżki bo modernistom z pewnością nie chodzi o czystość wiary i przekazywanej doktryny. W modernizmie który z zasady są ściekiem wszystkich herezji działa to odwrotnie. Zamiast rozwagi i logicznego rozumowania mamy sekciarskie zachowanie które spotkałam nawet u kapłanów. Logiczne wnioski a nawet wątpliwości dla niektórych są s. Faustyna nie umiała poprawnie wyrazić przeżyć. W takim razie nasuwa się pytanie, czy już to nie jest godne najwyższego zaniepokojenia? Proste i niewykształcone dzieci z Fatimy, czy św. Bernadetta z Lourdes, albo Św. Katarzyna Alacoque potrafiły w sposób jasny wyrazić przekaz zesłany od Boga. Tu mamy się domyślać a raczej ktoś się „domyślił” za nas i dzienniczek „poprawił” tak że nie ma co marzyć o zapoznaniu się z oryginałem, ponieważ publicznie jest dostępnych tylko kilka zdjęć z rękopisu. Nie mamy możliwości zbadać czy wszystko to nie zostało zredagowane ( czytaj naciągnięte ) do celów kultu. Mamy „ufać”, choć tym bardziej podejrzane jest ukrywanie oryginału skoro, niektórzy świadomi że „Dzienniczek” był umieszczony na Indeksie Ksiąg Zakazanych, twierdzą że stało się to przez nieporozumienia, złe tłumaczenia itp. Śmieszne wyjaśnienia. Tak się tłumaczą zwolennicy wszystkich fałszywych orędzi jeśli ktoś wytyka błędy. Najpopularniejsza książka na świecie, a nie wiadomo co zawiera rękopis. No i nie ma kompetentnych by go przetłumaczyć. Sam ks. Sopoćko w swoich wspomnieniach stwierdza, że kiedy kazał Faustynie podkreślać w Dzienniczku tylko to, czego była pewna że nie jest wytworem jej wyobraźni a czymś nadprzyrodzonym, pominęła wiele wspomnień z przeszłości. Natomiast katolikom nie wolno poddawać niczego wątpliwość. Indeks już nie istnieje a Dzienniczek nadal jest „zakazany”. Tyle że przez modernistów którym posłużył za fundament nowej błędów teologicznych i dwuznaczności powinno dyskwalifikować takie wizje, a tymczasem są snute różne naciągane teorie żeby „Dzienniczek” uwiarygadniać. Można dojść do wniosku że Pan Bóg chciał nam utrudnić zadanie (co jest absurdem) wprowadzenia kultu Miłosierdzia i wybrał do tego s. Faustynę, która swoją misje wykonała w sposób budzący wiele na owoce. Jakie są owoce wprowadzenia w życie tego kultu w takiej formie (dzienniczek, obraz)?. Czyż nie doprowadziło to do upowszechnienia potępianego teraz (nawet przez niektórych kapłanów modernistów) fałszywego miłosierdzia? Czy nie jest kolejnym owocem fakt „podmienienia” obrazów i kultu Najświętszego Serca Jezusa na obrazy i kult „fałszywego miłosierdzia” BEZ SERCA? A modlitwy różańcowej na koronkę? Słusznie ktoś zauważył że propagowana przez s. Faustynę koronka do Bożego Miłosierdzia jest polecana nawet przez kapłanów jako mająca większą „moc” niż Różaniec święty. Sprytne posunięcie żeby modlitwy różańcowej Boża z Fatimy i w każdym innym objawieniu uznanym oficjalnie przez Kościół mówi: Odmawiajcie różaniec! Wiele dusz idzie do piekła, więc trzeba pokutować i się modlić. Ostrzega przed karą Boską. A kilkanaście lat póżniej rzekomo Pan Jezus z „wizji” Faustyny mówi, że otwiera przed nami nieskończone miłosierdzie, wystarczy ufać i odmawiać koronkę. Tuż przed wyniszczającą świat wojną światową jako dowód miłosierdzia zapewne, a nie kary dla pogrążonej w coraz większych grzechach ludzkości. Nikt tu sprzeczności nie widzi. Logika jest zakazana w modernistycznej sercaNie tylko dosłownie, ponieważ Najświętsze Serce zniknęło z wizerunków Jezusa, ale widząc efekty głoszonego fałszywego miłosierdzia należy stwierdzić że podał nam je do wierzenia nie Jezus Chrystus, ale jakiś byt bez serca, który zamiast do zbawienia wabi nas do fałszywych obietnic, na których końcu czeka potępienie dla tych którzy bezkrytycznie Małgorzata Maria Alacoque pisze „Dał mi potem poznać, że wielkie pragnienie by ludzie doskonalej Go miłowali, skłoniło Go do poświęcenia zamiaru, aby im objawić Swe Serce, otwierając dla nich wszystkie skarby miłości, miłosierdzia, łaski, uświęcenia i zbawienia, jakie w sobie zawiera, żeby ubogacić obfitością Boskich skarbów, których Źródłem jest Jego Najświętsze Serce.„Jezus objawił swoje Najświętsze Serce jako źródło miłosierdzia i wszelkich łask, a przed największa wojenną tragedią zmienił zdanie i ta „obfitość Boskich skarbów” okazała się gdzie indziej. Jakby powiedział: Na tamto nie liczcie, tu macie coś ciekawszego. Warto się przyjrzeć co mamy w zamian i jakie są owoce tej z wizji (na obrazie) s. Faustyny jest BEZ SERCA! a Miłosierdzie mamy, właśnie dzięki Najświętszemu Sercu. Krzyż na obrazach widoczny nad Najświętszym Sercem Jezusa, ma nam przypominać skąd wypływa to Miłosierdzie, jaka jest cena za nasze grzechy. Jest krzyż, a więc ma być żal i zadośćuczynienie. Nie ma miłosierdzia bezwarunkowego. Musimy zadośćuczynić za nasze grzechy i grzechy całego świata. O tym mówią objawienia w Paray-Le-Monial i potem w Fatimie, w których MB poważnie ostrzegała przed karami jeśli nie posłuchamy Jej słów. Nie posłuchaliśmy, a nawet gorzej, wkroczyliśmy w jeszcze gorsze błędy.„Przynajmniej ty staraj się mi zadośćuczynić, o ile to będzie w twojej mocy, za ich niewdzięczność” mówił Pan Jezus do św. Małgorzaty Marii, a teraz gdy niewdzięczność przechodzi wszelkie granice mamy orędzia o miłosierdziu wykluczającym sprawiedliwość, powszechną opinię że, miłosierdzie jest „ważniejsze” od sprawiedliwości. Taki „bonus” od Pana Boga na nasze grzeszne czasy... Ufasz w zbawienie bez, żalu pokuty i nawrócenia? Grzesz ile chcesz, żałować nie musisz bo jest miłosierdzie? Słowa „Jezu ufam Tobie” wypisane pod obrazem z wizji. s. Faustyny, mimo ich słuszności samych w sobie, stały się hasłem mającym nas utwierdzać w przekonaniu bezpiecznego „miłosierdzia mimo wszystko”. Niestety nie wystarczy powiedzieć „Jezu ufam Tobie”, skoro nasze życie świadczy o czymś zupełnie innym. To nie jest magiczne zaklęcie.„Ten” obrazMówiąc o obrazie namalowanym wg opisu Faustyny, trudno nie wspomnieć że wizerunek był błogosławiony i zatwierdzony przez ks. Sopoćkę który osobiście do niego pozował. Jak wiadomo wizerunek nie podobał się Faustynie. A Chrystus wg relacji Faustyny powiedział: „Pragnę, aby ten obraz był czczony najpierw w Twojej kaplicy, a potem przez cały świat” i „Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie „. Chodzi o „TEN” konkretny obraz a nie inny podobny. Ten czczony w kaplicy! Jak wiadomo na świecie rozpowszechnił się inny wizerunek „Jezusa Miłosiernego”, więc wygląda na to że wierni nie za bardzo przejęli się akurat tymi słowami.„Obiecuję, że dusza, która czcić będzie TEN obraz, nie zginie”. Te słowa oznaczają jakby obraz był jakąś dodatkową drogą zbawienia oprócz tego co zostawił nam Pan Jezus w Ewangelii. Obrazów Najświętszego Serca Pana Jezusa jest wiele. Każdy czciciel wie że Kościół uczy aby mieć nabożeństwo do Serca Jezusa a nie do konkretnego wizerunku. Możesz go nawet w domu nie mieć z jakichś przyczyn i nie oznacza to że w sercu Go nie czcisz jeśli spełniasz warunki o których Pan Jezus mówił św. Małgorzacie. Tutaj mamy warunek: Ten obraz czcić! Inaczej możesz nie dostąpić zbawienia… A przy tym czci się nie „ten” obraz, tylko taki który uznaje się za „odpowiedniejszy”, może ładniejszy. Wszystko kwestia „odczuć”. Esencja modernizmu… Jeszcze na koniec tych porównań te słowa św. Małgorzaty :„To nabożeństwo jest ostatnim wysiłkiem Jego miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w ostatnich czasach”. Więc znowu pytam: Czy Pan Jezus zmienił zdanie i kazał schować do lamusa to co wcześniej powiedział? Kto dziś czci Najświętsze Serce i stosuje się do słów Jezusa przekazanych św. Małgorzacie. Czy ktoś „bez serca” nie chciał i nie odebrał wielu katolikom ratunku na „ostatnie czasy”?Dziesiątki razy widziałam w czyimś portfelu wiadomy obrazek. Ani razu wizerunku Pana Jezusa z Otwartym Sercem…DzienniczekA teraz, dla przykładu kilka herezji zapisanych w „Dzienniczku” mających tylko udowodnić że Święte Oficjum nie bez przyczyny umieściło go na Indeksie Ksiąg Zakazanych i że dekret Świętej Kongregacji Świętego Oficjum z r. twierdzący że: „Przeżycia s. Faustyny ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia nie mają źródła nadprzyrodzonego.” nie były bezpodstawne. Można to stwierdzić nawet jeśli mamy dostępne tylko poprawione wersje „Dzienniczka”Oto cytaty:„Teraz wiem, że nie dla łask i darów mnie miłujesz, ale Moja Wola droższa ci jest niż życie. Dlatego jednoczę się z tobą tak blisko, jak z żadnym innym stworzeniem.” (Dz. 707)Mamy wierzyć Pan Jezus zjednoczył się bardziej z S. Faustyną niż z Najświętszą Maryją Panną? Też była Jego stworzeniem… Czy Matce Bożej była mniej droga wola Jej Syna, że mniej się z Nią jednoczył niż z s. Faustyną?„od dziś nie lękaj się sądów Bożych, albowiem sądzona nie będziesz.” (Dz. 374)Zgodnie z nauką Kościoła nikt (nawet święci) oprócz NMP, nie jest wolny od Sądu Bożego. Czy możliwe jest pielęgnowanie przez Pana Jezusa w siostrze Faustynie takiego spojrzenia na siebie, które prowadzi do coraz większego poczucia wyjątkowości i pychy? Pycha to domena szatana.„I rzekł mi Pan Jezus: Nie płacz. Jesteś tym świętym. ” (Dz. 1650)Są to słowa wypowiedziane do s. Faustyny po jej „żalach” iż zakon nie ma własnego świętego. Czy św. Teresa od Jezusa, albo Jan od krzyża, wielcy mistycy Kościoła przyjęliby coś takiego za prawdziwe? „ Córko Moja, jeżeli chcesz, stworzę w tej chwili nowy świat piękniejszy od tego, a resztę dni w nim przeżyjesz”. (Dz. 587)Jak ktokolwiek rozsądny może sobie wyobrazić, że Pan Jezus obiecuje stworzenie człowiekowi specjalnego, wyjątkowego świata skoro nie ofiarował tego nawet swojej Najświętszej Matce? To stwierdzenie poza wszystkim jeśli byłoby spełnione oznaczało zabranie Faustyny z tego nędznego świata, a tym samym pokrzyżowanie samych planów rzekomego „Jezusa” w których Faustyna odgrywała największą rolę. Jeśli wtedy powiedziałaby „chcę” to znaczyłoby że jej wola jest ważniejsza od woli Bożej. W takie „wizje” może uwierzyć tylko umysł przekonany o swojej wyjątkowości więc poddany pochlebstwom więcej takich słów mających utwierdzać w s. Faustynie poczucie wyjątkowości:” Dał mi zrozumieć, ze wiernie wypełniłam wszystkie życzenia Boga i w ten sposób znalazłam laskę w oczach Jego„Faustyna jest pouczana przez Maryję że jak Ona uzyskała wyjątkową łaskę! Twierdzi też wiele razy , że jest przedmiotem szczególnej chwały i upodobania Boga:„Pan dał mi poznać, że cała tajemnica zależy ode mnie… Czułem, że Bóg czeka na moje słowo, na moją zgodꔄJesteś zaszczytem i chwałą Mojej Męki”. (Dz. 282)„Masz wielkie i niezrozumiałe prawa nad Moim Sercem” (Dz. 718)„W tym momencie dał mi Pan poznać, jak zazdrosny jest o moje serce”, Dz. 1542)Wiedz, Moja córko, że jedno twoje spojrzenie skierowane na kogoś innego zraniłoby Mnie bardziej niż wiele grzechów popełnionych przez inną osobę”. , Dz. 588)„Umiłowana perła Mojego serca, widzę twoją miłość tak czystą, czystszą niż miłość aniołów” (Czy grzeszny człowiek może kochać miłością czystszą od miłości aniołów?)„Moja córko, twoje serce jest Moim niebem”. (Dz. 238)„Ze względu na ciebie błogosławię świat„„Moja córko, moja radość polega na zjednoczeniu się z tobą”. (Dz. 954)Te wszystkie zapewnienia doprowadziły Faustynę do niebezpiecznego przekonania o własnej świętości za życia , i do poczucia że włada nad światem:„…pewnego razu pewna osoba cierpiała z powodu mojej świętości” (Dz. 1571)„Wydaje mi się, że cały świat mi służy i jest ode mnie zależny”. (Dz. 195)„Bóg dał mi poznać wielkość mego przeznaczenia” (Dz. 1410)„Czułem, że wszystko, co istniało, było wyłącznie moje” (Dz. 1279)Są chwile, które mi daje Jezus w duszy zrozumieć, a wtenczas wszystko, cokolwiek istnieje na ziemi, jest mi na usługi: przyjaciele i wrogowie, powodzenie i przeciwności; wszystko, czy chce, czy nie chce, służyć mi musi. ”(Dz. 1720)Żaden święty nie został tak wyróżniony jak Faustyna. Nie ma też ani jednego świętego w Kościele tak pełnego samouwielbienia i przekonania o własnej wyjątkowości jak to widać u Faustyny. Jest to sprzeczne z samą istotą mogę być w pełni użyteczna dla Kościoła przez swoją osobistą świętość” (Dz. 1364)Każdy o zdrowych zmysłach na pewno też widząc Dzieciątko biegające po ołtarzu jak to opisuje Faustyna, uznał by to za zjawisko wątpliwego pochodzenia.„Chwilę później Dzieciątko Jezus z radością pobiegło na środek ołtarza”, (Dz. 677)Ale jeśli można wierzyć że Dzieciątko siadało na kolanach Faustyny to można w omamy z potrójnym wyskakiwaniem Hostii z tabernakulum.„I wyszła Hostia z Tabernakulum i spoczęła na rękach moich, a ja z radością włożyłam ją do Tabernakulum. Powtórzyło się to drugi raz, a ja uczyniłam z nią to samo, jednak powtórzyło się to trzeci raz, ale Hostia przemieniła się w żywego Pana Jezusa i rzekł do mnie Jezus: „Ja dłużej tu nie zostanę”, a w duszy mojej nagle obudziła się moc miłości ku Jezusowi i powiedziałam – a ja nie puszczę Cię, Jezu, z domu tego. I znowu znikł Jezus, a Hostia spoczęła na rękach moich. Znów włożyłam ją do kielicha i zamknęłam w Tabernakulum„Scena tak absurdalna i podejrzana że powinniśmy się za głowy złapać bez namysłu. W dodatku wzbudzająca śmieszność. Pan Jezus i jakieś przekomarzanie się, czy dziecięce „igraszki” na dłoniach s. Faustyny? Kościół Katolicki naucza od wieków, że tylko konsekrowane dłonie kapłańskie mogą dotykać Ciała Chrystusa! a ta „wizja” wygląda na zwiastun nowej nauki w tym względzie. Siostra Faustyna prekursorką Komunii do rąk… Tak to wygląda i już to jedno wystarczyło by te wizje odrzucić. A jednak wszystko się „odmieniło” dzięki modernistom w Kościele i „objawienia” „święte”.Nie bez znaczenia jest że s. Faustyna Kowalska nie była pierwszą zakonnicą która otrzymała „wizje” o boskim miłosierdziu. Niewielu ma świadomość że kilkadziesiąt lat wcześniej Kościół Katolicki ekskomunikował Feliksę Kowalską. Była pierwszą kobietą potępioną przez Kościół. W wyniku tego jej zwolennicy odcięli się od KK i założyli sektę mariawitów. Mariawici dla których ekskomunikowana Kozłowska jest świętą uznali “objawienia” dane s. Faustynie za kontynuację “objawień” danych wcześniej Kozłowskiej, i obie kobiety uznają za święte. Zapiski Kozłowskiej są oprócz Pisma Św. głównym źródłem wiary mariawitów. To samo można powiedzieć o posoborowych katolikach. Faustyna stała się największym autorytetem po Janie Pawle II, który jej „wizje” wydobył na światło dzienne i doprowadził do ogłoszenia 1893 roku w Płocku Maria Franciszka Kozłowska (imiona zakonne) otrzymała „objawienie” Dzieła Wielkiego Miłosierdzia i polecenie zorganizowania Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów. Bóg wg Kozłowskiej okazując swoje miłosierdzie wskazywał ratunek dla grzesznego świata we czci Najświętszego Sakramentu i wzywaniu Nieustającej Pomocy Maryi. Zgromadzenie Mariawitów i sióstr mariawitek miało zająć się rozszerzaniem tej tekst Kozłowskiej można wręcz odnieść wrażenie jakby zdania pochodziły wprost z Dzienniczka. Można przypuszczać że Faustyna przebywając w Płocku słyszała o Kozłowskiej i mariawitach którzy mieli tam siedzibę, a nawet zetknęła się z samym tekstem jej „orędzi”. 31 lat później również w Płocku historia się powtarza. Faustyna spisuje przeżycia w Dzienniczku. Podobieństwo treści jest uderzające, więc można uznać że została zainspirowana. Jeśli nie do „tworzenia” samych wizji, to do sposobu odpowiedzi na nie. Miała pewne wyobrażenie jak wszystko opisywać. Faustyna jak sam mówi chciała zostać wielkim świętym: „Jezu mój, Ty wiesz, że od najmłodszych lat chciałem zostać wielkim świętym” ( Jej pragnienie zostało wykorzystane. Szybko uznała że Bóg nie może bez niej żyć :Nie umiem żyć bez Boga, ale czuję, że i Bóg nie może zaznać szczęścia beze mnie: choć absolutnie Sam sobie wystarcza. . . (Dz. 1120) A nawet dał jej udział w odkupieniu świata (!):Daję ci cząstkę w Odkupieniu rodzaju ludzkiego (Dz, 310)Jest tylko jedna zasadnicza różnica między obiema zakonnicami. S. Faustyna nie popełniła błędu Kozłowskiej, potępionej przez Kościół w 1906 roku, kiedy to św. Pius X wydał encyklikę Tribus circiter na temat herezji Kozłowskiej i sekty mariawitów. Drugie „podejście” do głoszenia „dzieła miłosierdzia” było roztropniejsze. Zupełnie inaczej niż Kozłowska i jej sekta która już w latach 20 tych zaczęła wyświęcać kobiety na „kapłanki” i błogosławić małżeństwa pomiędzy księżmi a zakonnicami, s. Faustyna wydaje się (w pewnym sensie) pokorniejsza względem Kościoła. Pycha i pewność Kozłowskiej co do jej „wizji” skazała jej „misję” na niepowodzenie. Choć nawet trudno to nazwać niepowodzeniem skoro doprowadziła do schizmy w Kościele. Aby „dopiąć swego” wybranie sobie siostry Faustyny za głosicielką fałszywego miłosierdzia było jak widać ruchem skuteczniejszym. Trzeba było tylko trochę poczekać aby wszystkim katolikom zaszczepiono fałszywe Kozłowska, w swoim „Dziele Wielkiego Miłosierdzia” pisze:„W roku 93, dnia 2 sierpnia, po wysłuchaniu Mszy Świętej i przyjęciu Komunii Świętej, nagle zostałam oderwana od zmysłów i stawiona przed majestatem Bożym – Niepojęta światłość ogarnęła moją duszę i miałam wtedy ukazane: ogólne zepsucie świata i ostateczne czasy potem rozwolnienie obyczajów w duchowieństwie i grzechy, jakich dopuszczają się kapłani. – Widziałam sprawiedliwość Boską wymierzoną na ukaranie świata i miłosierdzie dające ginącemu światu, jako ostatni ratunek, cześć Przenajświętszego Sakramentu i pomoc Maryi. Po chwili milczenia przemówił Pan: „Środkiem szerzenia tej czci, chcę, aby powstało zgromadzenie kapłanów pod nazwą mariawitów; hasło ich ” Wszystko na większą chwałę Bożą i cześć Przenajświętszej Panny Marii.” Zostawać będą pod opieką Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, bo jako są nieustanne wysiłki przeciwko Bogu i Kościołowi, tak jest potrzebna nieustająca pomoc Maryi.”Wszystko wydaje się być bardzo chwalebne i słuszne, a nawet powody rzekomych boskich wizji zgodne z rzeczywistością. Więc niuansami i nieścisłościami wg modernistów nie ma się sensu przejmować. Takie jest dzisiaj podejście do różnych „orędzi”. Łatwo zakłada się że pochodzą od Boga. Na przykładzie Kozłowskiej widać jak bardzo to Dziele Kozłowskiej i Dzienniczku Faustyny jest bardzo wiele podobieństw. Pomijając ogólną wymowę która jest ta sama, są jeszcze uderzające podobieństwo w wypowiedziach mających przekonać „wizjonerki” o ich pisze rzekome słowa Jezusa:„Po Najświętszej Pannie nikt tak nie wypełnił woli mojej, jak ty ją wypełnisz” (Dzieło, str. 47)„Ze wszystkich łask, jakimi cię obdarzam, największą jest ta, że jak Najświętsza Panna wyjęta jest spod grzechu, tak ty wyjęta jesteś spod namiętności; tą drogą, jaką cię prowadzę, dotąd żadnej duszy nie prowadziłem, a podobieństwa swego szukaj w Najświętszej Pannie”Siostra Faustyna mówi w Dzienniczku podobnie, że odkąd stała się Oblubienicą Jezusa żadne pokusy jej nie dręczyły.„Po Najświętszej Pannie nikt tak nie wypełnił woli mojej, jak ty ją wypełnisz”„Ten jest węzeł mój małżeński z tobą na wieki”Podobieństwa między obiema zakonnicami żyjącymi w tym samym czasie są zaskakujące. Jedna podawała się za „matkę miłosierdzia” druga za „sekretarkę miłosierdzia”. Obie uznawały że cieszą się nadzwyczajnym wybraniem przez Boga. Franciszka pisała że została „opatrznościowo dana dla zbawienia świata, który ma zginąć”, Faustyna usłyszała: „Przygotujesz świat na ostateczne przyjście Moje”. Obie czuły się nadzwyczajnie oświecone przez Boga i przekonane o wyjątkowości. Można to wszystko podsumować jednym zdaniem. Kozłowska uznawała się „małżonką Chrystusa” a Faustyna czuła „Oblubienicą”. Najwyraźniej rzekomy „Jezus” ten „węzeł małżeński” zawiązał z obiema zakonnicami i obie były wyjątkowymi jak świadczą cytaty „perłami serca” i z obiema duszami łączył się tak samo „ściśle”. Do takich wniosków można dojść podsumowując oba „objawienia”.Jakby absurdów było mało, to coraz częściej w ramach ekumenizmu pojawiają się głosy kapłanów i teologów sugerujących prawdziwość objawień Kozłowskiej a Faustynę za kontynuatorkę „Dzieła miłosierdzia”. : „Nieszczęśliwie się złożyło, bo objawienia siostry Kozłowskiej mogły być autentyczne, a postulaty mariawitów – kult Najświętszego Sakramentu, Boże Miłosierdzie, naśladowanie życia Maryi, rzeczywiście mogły służyć reformie duchowieństwa, która by się wtedy bardzo przydała” – stwierdził dr Marek Kita z Instytutu Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie (zaangażowany we wspólnotę Chemin Neuf). Najwyraźniej bez znaczenia są wszelkie „dziwactwa” proponowane przez Kozłowską. połykanie maleńkich obrazków z wizerunkiem Maryi, jako swoisty „sakrament maryjny”, czy udzielanie chrztu „W imię Ojca, Syna, Ducha Św. i mateczki” . Doktor teologii uważa że „mateczka” Kozłowska heretyczką nie jest. A ks. dr. Wojciech Różyk, absolwent KUL w w ramach „przygody intelektualnej” napisał przychylną książkę o Mateczce aby „dialog Kościoła ze Starokatolickim Kościołem Mariawitów zyskał „mocny punkt odniesienia”.Modernistom bliżej do schizmatyków i ich „świętych” niż to Tradycji koniec jeden wniosek. Ktoś może odpowie, że przecież w Dzienniczku s. Faustyna pisze o piekle i karach za grzechy, jest tam wiele pięknych fragmentów mówiących o miłości do Pana Boga itd. Ale pytanie jest inne. Co to zmienia skoro główne przesłanie jest niezgodne z nauką Kościoła? Że miłosierdzie należy się każdemu, że jest dostępne bez wysiłku z naszej strony. Wystarczy w nie wierzyć i powiedzieć „Jezu ufam Tobie”. Zasadą szatana jest by prawdą, nawet przytłaczającą ilością prawdy uwiarygadniać kłamstwo. Z pewnością nawet moderniści nie promowaliby dzienniczka gdyby nie było w nim żadnych prawd katolickich. Ich domeną jest mieszanie prawdy z kłamstwem, niedomówienia i zaoferował nowy kult. W opozycji do już istniejącego nabożeństwa do Serca Pana Jezusa. Szczególnie to widać gdy się popatrzy na obietnice które Pan Jezus dał św. Małgorzacie Alacoque dotyczące czcicieli Jego Serca:1. Dam im łaski, potrzebne w ich Ustalę pokój w ich Będę ich pocieszał w Będę ich pewną ucieczką w życiu, a szczególnie w godzinę Będę im błogosławił w ich Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło i ocean Dusze oziębłe staną się Dusze gorliwe prędko dojdą do Będę błogosławił domom, w których wizerunek Serca mojego będzie które będą to nabożeństwo rozszerzały, będą miały imię swoje wypisane w Sercu Dam kapłanom dar wzruszania serc nawet W nadmiarze miłosierdzia Serca mojego przyrzekam tym wszystkim, którzy będą komunikować w pierwsze piątki miesiąca przez dziewięć miesięcy z rzędu w intencji wynagrodzenia, że miłość moja udzieli łaskę pokuty, iż nie umrą w mojej niełasce, ani bez Sakramentów świętych, a Serce moje będzie im pewną ucieczką w ostatniej godzinie tym nabożeństwie „obowiązuje” nasz wysiłek, Pierwsze Piątki, pokuta i zadośćuczynienie, ale łaski są przeogromne. W zamian za to, co dostaliśmy od modernistów? Zaklinanie rzeczywistości zdaniem „Jezu ufam Tobie”. Czy zdajemy sobie sprawę jak wielką krzywdę wyrządzono tym którzy uwierzyli że to wystarczy? Że miłosierdzie nam się należy?… Krzywdę która kosztuje, być może wieczne potępienie, jeśli żyją i umierają bez żalu za grzechy i spowiedzi… Bóg chce nas ratować, ale nie zrobi tego bez cały świat rozeszła się „Iskra z Polski” – wizerunki „Miłosiernego Jezusa” u tych samych „katolików”, którzy wyrzucili Sakrament Pokuty ze swojego życia. W kościołach na świecie nie ma konfesjonałów, ale obraz „Jezu ufam Tobie”- niemalże ikona popkultury, jest prawie w każdym kościele. Zastąpił wizerunki z Najświętszym Sercem Jezusa, a wraz z nimi odszedł Jego kult.„Nie mów: «Zgrzeszyłem i cóż mi się stało?»Albowiem Pan jest bądź tak pewny darowania ci win,byś miał dodawać grzech do mów: «Jego miłosierdziezgładzi mnóstwo moich grzechów».U Niego jest miłosierdzie, ale i zapalczywość,a na grzeszników spadnie Jego gniew zwlekaj z nawróceniem do Panaani nie odkładaj tego z dnia na dzień:nagle bowiem gniew Jego przyjdziei zginiesz w dniu wymiaru sprawiedliwości” (Syr 5, 4-7).Agnieszka SzaroletaUfają więcej czartowi, niż Bogu – O fałszywej nadziei w miłosierdziu Bożym (A. Liguori)Czym jest fałszywe Miłosierdzie?

czy mariawici to sekta